52 Book Challenge. Wydanie drugie, poprawione.




Kiedy akcja 52 Book Challenge pojawiła się w zeszłym roku, pomyślałam sobie że to nic takiego tyle książek w rok. Przeczytałam 4 - słownie cztery. To i tak lepiej niż rok wcześniej, kiedy w moich rękach znalazła się raptem jedna książka - całkiem ciekawa swoją drogą.

Marcin Gnat, mój niegdysiejszy biurowy kolega, nie zakładał takiego sukcesu swojej akcji.
Skoro w 2015 na stronie facebook'owego wydarzenia udział zadeklarowało ponad 100 tysięcy osób, w tym roku musi być jeszcze lepiej.
Ilu z nich skończyło tak marnie jak ja? Ludzie niechętnie przyznają się do porażki, więc raczej próżno szukać statystyk w tej kwestii.

Żeby wyrobić normę, należy zmierzyć się z minimum czterema książkami w miesiącu. Ja mam na razie 50% skuteczności. To i tak szał w porównaniu do zeszłego roku.

Fakt, że czytanie uchodzi za nobilitujące, jest domeną ludzi inteligentnych, rozwija słownictwo i wyobraźnie i tak dalej i tak dalej nie oznacza, że ci mniej lub wcale nie czytający nie mają nic do powiedzenia i niczego sobą nie reprezentują. Ale prawda to, że książka pozwala gdzieś odpłynąć i nic się z tym uczuciem nie równa. Jako dziecko potrafiłam zasypiać na książkach, do niedawna niestety tylko ścierałam z nich kurz.

Jeśli chcesz zacząć a nie bardzo wiesz od czego to poniżej prezentuję kilka lżejszych i mniej lekkich pozycji, każda całkiem wciągająca, więc powinno pójść tzw. "gładko".











A Ty znasz jakieś dobre książki?





0 komentarze:

Prześlij komentarz