joić jibki.

Przyszedł dzień imienin małżonka. Spędzić mieliśmy go według jego pragnień - czyli wiadomo - dobry obiadek, rzeka, wędka... Pierwszy wypad z małą. Nie widziała taty w akcji, jedynie rozkładała na czynniki pierwsze cały sprzęt w domu. Kiedy więc znalazła się nad wodą jej pierwsze słowa to: tata joić jibki, Jeka (Lenka) teć joić jibki. I trzeba było zmontować kijek i sznureczek. Grubo ponad godzinę stała nad brzegiem. Niewiarygodne. Słońce co rusz chowało się i wyskakiwało zza chmur, próbowałam sobie nogi opalić, bez sukcesów niestety. Ale co się nawdychaliśmy dobrego powietrza to nasze.







































4 komentarze:

  1. Ale ona słodka!(Moja mówi w podobny sposób:D)Macie piękną okolicę wokół siebie, aż zazdroszczę zacisza i łona natury.Śliczna sukieneczka.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, to nie zaraz taka okolica, ale fakt, że pół godzinki autem i jest cudnie. Sukieneczka to w rzeczywistości bluzka ;) ale dzięki!
      Właśnie zajrzałam do Ciebie, jest pięknie, na pewno będę zaglądać!
      Pozdrawiam również.

      Usuń
  2. Śliczna z niej dziewczynka!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki! Staraliśmy się ;)

    OdpowiedzUsuń