ja w jedną, ona w drugą

Zbierała się od kilku miesięcy. Te kilka miesięcy na przestrzeni jej króciutkiego życia to ogrom czasu, dla mnie jak z bicza strzelił. Zbierała się i zebrała no i się zaczęło. Na wszystkich frontach, po całości. 
Zaczęło się "ja sama", zaczęło się "zostaw Lenkę w spokoju", zaczęło się "nie chcę, nie mogę, nie dobre". Zaczęła się wielka próba naszej cierpliwości.

Jeszcze zanim mała się urodziła miałam mnóstwo planów, zapewne jak każda z Was - będę nosić w chuście, będę karmić piersią, nie będzie tv, tylko zdrowe jedzenie, słodycze tylko raz w tygodniu, mnóstwo kreatywnych zabaw razem.....
Nie wszystko się udało. Wiadomo, nie ma planu idealnego na wychowanie. Dlaczego!? Bo dziecko to nie pies, którego wychowasz sobie na gwizdanie, czy ekspres do kawy, który można sobie nastawić na 7 rano.


























Dziecko to jest myśląca, niezależna w sensie emocjonalnym istota, od początku swego istnienia dysponująca pięknym rodzajem inteligencji, posiadająca wolę i rozum. 
Dlatego uznałam, że dla mnie, dla nas i naszego dziecka najlepszą formą relacji będzie pewien rodzaj partnerstwa - zdroworozsądkowe rodzicielstwo bliskości. 
Słuchamy się nawzajem, ustalamy wspólne potrzeby ale i priorytety, i na ile to możliwe staramy się działać razem. Nie, nie zostawiam sobie furtki bezpieczeństwa, że jak się nie udaje, to przecież mówiłam, że jak się uda to się uda, jak nie to nie. Mówię "na ile to możliwe" bo jesteśmy tylko i aż ludźmi, niezależnymi jednostkami. Miewamy lepsze i gorsze dni, czasami bardzo się spieszymy, albo nie mamy apetytu, albo jesteśmy śpiący bo ciśnienie, bo głowa boli albo wstaliśmy o absurdalnej godzinie. 

Mała miała od początku dużo swobody, w granicach rozsądku rodziców oczywiście. 
Dzięki temu teraz możemy się dobrze porozumieć, bo ona wie, że nie ma ograniczeń "dla zasady", że są takie, które mają swój sens - przy ulicy idziemy zawsze z mamą za rękę bo samochody są duże i szybkie i mogą zrobić krzywdę, a ziemniaków prosto z garnka jeść nie należy, bo są gorące i można się poparzyć. Proste komunikaty,
proste sprawy, które budują nić porozumienia. 

Dziecko jest jak gąbka. Jeśli widzi, że rodzice współpracują, że jest zgoda, albo dyskusja, że szanujemy się nawzajem to zaczyna rozumieć, że taka droga jest dobra. Partnerstwo w rodzicielstwie dotyczy tak samo relacji między rodzicami. 
Pierdoły i frazesy powiesz może, ale to właśnie te z pozoru niewinne działanie na dwa fronty: tata przytula, mama karci sprawia, że maluch może nie ogarnąć rzeczywistości - jest skołowany, bo wiele bodźców naraz może go przerosnąć. Komunikaty muszą być proste w każdej płaszczyźnie i w każdym układzie - między mamą i tatą i między rodzicami a dziećmi. I nie ma znaczenia czy dziecko ma 15 miesięcy czy 15 lat. To istota myśląca!

Teraz, kiedy pojawiło się "ja sama" jestem w stanie zaufać mojemu dziecku. Może iść po murku, wejść na drabinki, jeść obiad dorosłym widelcem. Od jakiegoś czasu pojawiło się "zostaw Lenkę w spokoju" - to wtedy, kiedy nie ma ochoty, żeby babcia otrzepywała jej z pleców piasek, kiedy ona bawi się właśnie w najlepsze, to wtedy, kiedy mała chce jeszcze chwilę pobawić się klockami i nie ma ochoty na przebieranie się w piżamę - łapię wtedy jej uwagę na chwilę i szybko, najkrócej jak się da tłumaczę sens moich działań. Niemal zawsze działa.
Można by to określić czymś na kształt klasycznego buntu dwulatka. Czymś na kształt bo nie do końca wierzę w tą teorię buntu. Po prostu dziecko zyskuje coraz większą świadomość rzeczywistości ale też świadomość samego siebie - swoich potrzeb, zainteresowań czy smaków. To jest kolejny etap rozwoju, kiedy konfrontuje nowego siebie z mamą, której obsługę do tej pory opanował do perfekcji. I raczej nie doradzałabym tu "trzeba to przetrwać". To jest ogromnie ważna sprawa, to jest czas w którym możemy poczynić naszemu dziecku ogromnego dobra, wprowadzić go na drogę, według której naszym zdaniem należy przeżywać życie, albo zrobić mu trochę krzywdy, tłumiąc indywidualizm, blokując rozwój samoświadomości. 

Nie jest to jedyne słuszne zdanie. Każdy ma swoje i zapewne ma wiele powodów, żeby je właśnie uważać za dobre. Od początku podchodzę do macierzyństwa bardzo instynktownie. Przekuwam doczesne doświadczenia i biorę to co najlepsze dla mojej córki. Jestem najlepszą matką jaką mogę być, daję z siebie wszystko. Bacznie obserwuję i zmieniam się, jeśli trzeba. Nikt nie jest nieomylny, każdy ma swoje błędy na których się uczy. Ja mam swoje i moje dziecko ma swoje - na przykład ten guz na czole od przechodzenia pod huśtawką. 

a na przekorne podsumowanie mam tekst Katarzyny Groniec, bo koniec końców...

Ze swojej drogi zejdę
Będę z Tobą
Dokądkolwiek pójdziesz, cokolwiek zrobisz
Będę z Tobą
Gdziekolwiek się zwrócisz, cokolwiek powiesz
Będę z Tobą

Ze swojej drogi zejdę
Będę z Tobą
I w najlepszej z chwil i najgorszej też
Będę z Tobą
Jak i w pierwszym, tak i w ostatnim dniu
Będę z Tobą

Ty, przed Tobą świat
za Tobą ja,
a za mną już nikt.











2 komentarze: