bo są jeszcze domy niezwykłe.

    Dziś króciutko o weekendzie, jakiego dawno nam było trzeba. O jego pierwszej części, w którą wkradły się spokój, odrobina melancholii i lekkiej, letniej senności.
O dziewczynce w Niebieskim Pokoju 



    Weekend, jakiego dawno nam było trzeba. I naoglądaliśmy się cudowności, najedliśmy i brzuchy nas bolą od śmiechu.

    Piszę, kiedy obrazy w głowie mam jeszcze piękne i żywe. Na gorąco, bo jeszcze poranek spędziliśmy w tym miejscu. Malutka czuła się jak "u siebie". Przespała niemal całą noc, kiedy rodzice mogli odsapnąć w cudownym towarzystwie, przy grillu ( bakłażany z fetą i serano! - musiałam wtrącić coś od siebie) i lekkim shandy.

    Ale najważniejszy był dom. Niesamowitym dom, w którym oprócz Dobrych Duchów, serdeczności i pięknych otwartych ludzi było takie mnóstwo drobiazgów, bibelotów, obrazów, poduszek, makatek i innych jeszcze bardziej niezwykłych przedmiotów, a każdy miał swoją historię. Wiele widziałam domów ładnych, stylowych i tak dalej... ale rzadkością jest dom, w którym w każdym detalu widać prawdę o właścicielu. W którym wszystko jest wypielęgnowane i wszystko ma swoje miejsce i wszystko jest szczególne, od przedmiotu po chwilę.

    Za zgodą pozwoliłam sobie zrobić kilka zdjęć tych cudów:


Najlepiej!

"Niebieski Pokój"

I kąpiel mogłaby trwać godzinami

W pokoiku na stoliku...

kiedyś były inne blogi...


    Wspaniałości było o wiele więcej, ale czasem dobrze pewne obrazy schować tylko dla siebie. I w duchu marzyć, że jeszcze kiedyś się tam wróci...



0 komentarze:

Prześlij komentarz