stopy na piasku

11°C - przewaga chmur - krzyczy do mnie ekran tabletu... zaczęło się.
Czy to źle? Już słychać powoli te jęki dookoła, te narzekania, że zimno, ciemno, źle,  niedobrze.  Że ciemno to nie najgorzej,  bo łatwiej dziecku wytłumaczyć, że noc, że spać trzeba. Że zimno... jeśli jest się szczęśliwą posiadaczką nienagannej figury, to może i radość jest jak ciepło i nogę można pokazać,  ale dla mnie jesienna garderoba jest idealna - wystaje tylko twarz, bo przecież wymaltretowane kudły wołające od dwóch miesięcy o fryzjera też można ukryć,  pod czapką na ten przykład modną.


























Ale tak zupełnie serio, to te jesienne szale, płaszcze,  grube swetry, półbuty... ma to wszystko w sobie coś niezwykle przyjemnego i o ironio ciepłego - burgundy, ciemne zielenie, brązy,  granaty i miody - w lecie nie mają tego uroku.
Ale nie o modzie chciałam tylko o tym narzekaniu, które ponoć źródło swoje ma w stereotypowej jesiennej depresji.
A ja funkcjonuję mimo to. W miejskiej szarości,  okutana grubym szalem mogę być bohaterką starego romansu, mogę nucić piękne piosenki o nostalgicznej miłości, albo recytować prostą poezję.
Jesień do dla mnie najbardziej zakochana pora roku.
Energii do życia i radości przynosi mi więcej niż hołubiona wiosna.
Kiedy byłam mała, jak wariatka cieszyłam się na koniec wakacji, uwielbiałam zapach nowych podręczników a motywacja i energia do działania były wtedy na swoim maksymalnym poziomie.
Uwielbiam to... naprawdę cieszę się na jesień, ale mam też jeszcze trochę letnich obrazków, więc może jeszcze kilku ciepłolubym istotom zrobię odrobinę przyjemności.









0 komentarze:

Prześlij komentarz