Nie jesteśmy typem turystów w przeciwdeszczowych pelerynach, z plecakami i ogromnymi mapami.
Mapę mieliśmy małą, aparat w komórce. Zabytków widzieliśmy kilka najważniejszych, bo i trochę padało, więc pogoda była iście winna.
Część 1 - gdzie mieszkać, żeby wszędzie było blisko.
My wybraliśmy TownHall Apartments. Trafiło nam się jak ślepej kurze ziarno - znany i lubiany portal booking.com skusił nas doskonałą ceną - ustrzeliliśmy apartament z sypialnią za 165€ podczas gdy parę dni później, cena naszego mieszkanka siegnęła okolic 2000zł.
Miejscówka na Kiraly utca. Równoległa do Andrassy ut - absolutnie genialnej, reprezentacyjnej alei Budapesztu, stworzonej na wzór paryskich, z mnóstwem eklektycznych, neorenesansowych budynków, butikami Versace, Louis'a i im podobnym na górze i Milenijną Koleją Podziemną pod spodem. Żółta linia Metra jest druga po Londynie - rocznik 1896.
Wspomniana wcześniej Kiraly utca to doskonały punkt wypadowy - wszędzie blisko. Nie dłużej niż 10 -15 minut spokojnego marszu nad Dunaj, do Mostów Łancuchowego i Elżbiety - oba zjawiskowe. Pierwszy zaprowadzi nas na wzgórze zamkowe, drugi do Kościoła na Skale.
Z naszej ulicy te same 10 - 15 minut spaceru do Parlamentu czy w drugą stronę, do Vasarcsarnok czyli węgierskiej Wielkiej Hali Targowej.
Sama Kiraly utca jest mekką małych klubów, winiarni, kawiarni... na klasyczy węgierski gulasz wystarczy podejść pod nr 55 - typowy węgierski bar mleczny. Dla bardziej wymagających wystarczy skręcić w Nagymezo utca i już mamy trzy knajpy o nieco wyższym standardzie. Po rarytasy na Andrassy.
Budapeszt piękny, na dobrą pogodę - do wielu miejsc nie dotarliśmy właśnie przez nią. a może trochę przez to wino...
0 komentarze:
Prześlij komentarz