jak to jest z tym mlekiem...

    Przeczytałam sporo artykułów po drodze do tego postu. I wniosek jest jeden. Karmienie piersią jest super, nie karmienie piersią jest bardzo nie super. Nawet nie wspomnę o forach internetowych, bo te, niestety, tracą coraz bardziej przez mlekodające i wszystkowiedzące harpie z siódemką dzieci. Tam jakiekolwiek odstępstwo od normy powoduje lincz. A ja jestem odstępstwem. Zresztą już w 1762 roku Rousseau  w swoim Emilu atakuje matki, które oddają swoje dzieci na wychowanie i KARMIENIE mamkom.



    Po pierwsze powód.

    Mamy karmiące butelką dzielą się na dwie grupy - nie chcą albo nie mogą karmić naturalnie.
Jeśli nie może, to sprzeciw i pogarda nie jest jeszcze tak wielka. Jeśli nie chce, to robi się gorąco.

Powód pierwszy - nie chce, bo to pierwsze dziecko i pierwsze karmienie i po prostu ma stracha.
Powód drugi - już karmiła i było trudno, bolało lub miała problemy z laktacją.
Powód trzeci - boi się o wygląd swoich piersi lub o to, że straci na atrakcyjności w oczach partnera
Powód czwarty - chce zachować niezależność - wyspać się, pójść do pracy, do miasta, do kosmetyczki
Powód piąty - boi się zazdrości partnera o bliskość z dzieckiem, co niestety czasem się zdarza.
Powód szósty - problem z akceptacją siebie. Problem z akceptacją zmieniającego się ciała podczas i po ciąży.
Jest jeszcze powód siódmy, który mnie osobiście nie do końca przekonuje - powstałe w dzieciństwie traumy, związane z deficytem miłości, czułości  i bliskości.

Mój powód - bardzo chciałam karmić piersią, ale Malutka odmówiła współpracy. Położna nie pomogła Stan zapalny.

    Po drugie usprawiedliwienie.

"Przyczyny przejścia na butelkę bywają bardzo różne ale łączy je jedno - dotkliwe poczucie klęski. Kobiety, zmuszone sięgnąć po mleko modyfikowane, czują się niemal jak zbrodniarki. Traktują karmienie butelką jak swoją macierzyńską porażkę, zazdroszcząc tym, którym się udało. W takim stanie ducha ciężko być szcześliwą mamą, zwłaszcza, że kilkakrotnie w ciągu dnia patrzy się na przyczynę swojej klęski - te napiętnowaną butelkę (...)" (Roksana Jędrzejewska - Wróbel, Gazeta.pl, eDziecko)

    Trudno znaleźć dobre usprawiedliwienie dla powodów z grupy "nie chcę". Ale czy trzeba je usprawiedliwiać? Nacisk społeczny, czasem też rodziny i przyjaciół niestety to wymusza. Trzeba dobrze wytłumaczyć siebie i swoje piersi, dlaczego nie chcą się dzielić tym co dla maluszka najlepsze na świecie.

Argument pierwszy - zgodnie z badaniami opublikowanymi w 2007 roku przez Agency for Healthcare Resarch and Quality (AHRQ) nie ma bezpośredniego związku między karmieniem piersią a wieloma chorobami mającymi powstawać u potomstwa właśnie karmionego sztucznie. (źródło: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/19827919)

Argument drugi - nie ulega wątpliwości, że dziecko staje się najważniejsze, przynajmniej powinno, w życiu matki. Ale niezwykle istotne jest, aby ona sama również pozostała ważna - jej potrzeby są również istotne.
Wg mnie, szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko.

    Mówią, że trzeba pomóc!

"Według ekspertów WHO istnieje szereg badań potwierdzających, że matki i inni opiekunowie noworodka potrzebują aktywnego wsparcia ze strony pracowników służby zdrowia lub przeszkolonych doradców, by rozpocząć karmienie jak najszybciej - najlepiej w pierwszej godzinie po porodzie - i kontynuować je co najmniej przez pierwsze pół roku życia dziecka. 
- W moim odczuciu w Polsce mamy na tym polu spore zaniedbania. Nie robimy wszystkiego, co powinniśmy, by każdą matkę namówić do karmienia piersią i stworzyć jej do tego optymalne warunki - ocenia konsultant krajowy ds. neonatologii prof. Ewa Helwich." (http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Eksperci-karmienie-piersia-jest-naturalne-ale-trzeba-sie-go-nauczyc,wid,15867343,wiadomosc.html?ticaid=111109)

    Kwestia wsparcia dla mam, które mają kłopot z karmieniem, to trudna sprawa. 
Ale ja wsparcie miałam. W szpitalu po porodzie od razu zostałam poinstruowana jak powinnam przykładać Malutką do piersi, jak ją trzymać, by umożliwić jej swobodne ssanie. Ale Malutka konsekwentnie odmawiała współpracy. Pięć różnych położnych, odciąganie pokarmu po nocach bo piersi miałam jak kamienie. Bolało. I nie udało się - zaczęło się dokarmianie. W domu laktator i nieustanne próby. Nie udało się. Bolało nadal.

    To nie jest koniec świata!

    Jak cytowałam wcześniej, mamy, które nie karmią naturalnie z różnych powodów, czują klęskę. 
Owszem, przez chwilę miałam poczucie, że nawaliłam. Zwłaszcza kiedy dzieląc się swoimi troskami usłyszałam "no ja męczyłam się ponad miesiąc ale się udało". No właśnie "męczyłam się". A czy tu chodzi o mękę? O to niemal sakralne poświęcenie się dziecku, które umieszcza takie matki-męczenniczki o jakieś kilka poziomów w hierarchii macierzyństwa wyżej od mam butelkowych?
    Inny głos mówił "no, teraz to w sumie masz łatwiej." Łatwiej? Żartujesz sobie? Co trzy godziny szorowanie i wyparzanie butelek, trzeba pamiętać o tym, żeby była gotowa woda, a każde wyjście do miasta czy gdziekolwiek to wyprawa z pudłem mleka, butelkami, termosem z wodą itp. O kosztach mleka modyfikowanego już nie wspomnę.

    Matka, której dziecko nie chciało jeść, która musiała zostawać dłużej w szpitalu bo maluszek tracił za dużo na wadze, której ból piersi nie pozwalał zasnąć, u której burza hormonalna po porodzie robiła swoje nie musi silić się na heroizm - sam poród jest heroizmem. 

    Dodatkowa dawka hormonów, którą dostałam na zatrzymanie laktacji robiła mi cuda w głowie. Ataki histerycznego płaczu, poczucie, że jestem złą matką, że Lena będzie mnie mniej kochała, że mąż pomyśli, że mi się nie chciało, że nie dałam małej wszystkiego co powinnam - no odjazd!

    Trwało prawie dwa tygodnie. Wszyscy się męczyliśmy. Ale uświadomiłam sobie, że karmienie butelką to nic złego. To nie mlekiem mierzy się miłość matki. My chorowaliśmy przynajmniej kilka razy - ona raz. Przez trzy dni. Nie czuję się gorszą mamą. 
    I było jeszcze coś dobrego w tym karmieniu. Mąż mógł doświadczyć tego samego co matka, która karmi piersią. Skupione dziecko, wpatrzone w tatę. W wychowaniu naszego dziecka uczestniczy na 100%. Niezwykłe doświadczenie dla niego, ogromne wsparcie dla mnie, myślę, że także radość dla Malutkiej.



zdjęcie pochodzi ze strony: https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhS0jP-VJH1xcNbWPMhLCHCIB4aZAFQ2cZsrpDaWkmNEZFsWs1jnyUr7AkEu_HFcWf_UFE2MThIpjDmyOavKrD_7ydC93TnPqzaskFkar5mIj-1bZUogJJOi3lbIyIj283q1Y4x00mkYuyJ/s400/TheMysteryoftheBreast2.jpg







0 komentarze:

Prześlij komentarz