któż z nas nie zakochał się kiedyś tak niemożliwie, że nagle wariował, robił rzeczy, które normalnie nie były jego codziennością, o których by nawet nie pomyślał!?
ja na ten przykład milion razy. i okazało się, że muzyka disco i funk to jest totalne szaleństwo, że jazz to przecież moje drugie ja, że poezja śpiewana, teatr i romantyczne spacery po nocnym mieście to coś najpiękniejszego w życiu, odkryłam, że fascynuje mnie kodeks bushido, że biedermeier i rosenthal to jest klasa i dowiedziałam się jak bardzo pasjonuje mnie nauka francuskiego, hiszpańskiego, angielskiego... mogłabym tak wymieniać bez końca. długo zajęło mi otrząśnięcie się z tego zakochańczego amoku i dojście do siebie, takiej jaką jestem naprawdę. dopiero niedawno, po iluś tam związkach, iluś tam fascynacjach.... także poślubiony trafił już na w miarę ukształtowany grunt.
a propos poślubionego. ryby łowi. tak bardzo, od małego, z wypadami na cały dzień albo weekend. świat mi zupełnie obcy. tak jak jemu obca jest moja fascynacja designem dziecięcym. ja kocham fotografię, on filmy z połowów na półwyspie Kola. On lubi moje zdjęcia, ja czasem słucham jego muzyki. Ja uwielbiam gotować, on uwielbia to jeść. Nasze światy w dużej mierze się przenikają. Ale te ryby... Długo nie mogłam sobie z tym poradzić. Z wielu powodów. W momencie kryzysu przyszło postanowienie - zrozumieć jego świat. Małymi kroczkami, podchodząc coraz bliżej, nie oczekując, że on teraz będzie ze mną oglądał blogi o modzie i designie, badając jak daleko przesunie granice swojej "intymności" zaglądałam mu do tego świata. Wpuścił mnie. Zrozumiałam, że kiedy po raz czwarty w tym tygodniu znów wyciąga pudełko z muchami (to to, na co łowi) to potrzebuje tych swoich pięciu minut, że jest zmęczony, ma dość, potrzebuje restartu. I owszem, sprawdziłam co się dzieje kiedy na te ryby wtedy jedzie a kiedy nie jedzie - bez kija nie podchodź.
Kupił mi wodery (totalnie aseksualne, dramatyczne, gumowe spodnie po cycki do łażenia w wodzie). Sprawa nabiera rozpędu. Wędkę wzięłam do ręki póki co tylko kilka razy. Zawsze byłam łasa na adrenalinę. Wędkarstwo, które uprawia jest bardzo specyficzne - to taki high level. Ma haczyki bez zadziorów, nie robi rybom krzywdy, zawsze wypuszcza z powrotem. Ja mogę robić zdjęcia. Wszyscy są szczęśliwi. Wpuścił mnie i jest szczęśliwy. Ja też. I pierwszy raz nie udaję, że mnie coś kręci. Much robić nie będę (tak, sam siada z takim małym imadełkiem i dłubie imitacje tego dziadostwa co nad wodą lata używając dwustu nici, koralików, piór z bażanta i tym podobnych), nie zawsze też z nim jadę. Ale wiem, że mogę.
Morał z tego taki, że warto jest poznać fascynacje swojej drugiej połowy. I warto nie udawać, że nas to interesuje. Warto jest poznać aby zrozumieć!
P.S. jeszcze na tym blogu tylu słów chyba nie było. A jeszcze zdjęcia!!! Na bogato!
Dawno się tak nie uśmiałam, a już tym bardziej czytając o spodniach do łowienia ryb. Dzięki !
OdpowiedzUsuńale kiedy one naprawdę są przekoszmarne! może powinnam stworzyć własną linię? ;)
Usuń