jego świat twój świat

czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek biec do kina na samurajską sagę chociaż kręcą Cię amerykańskie komedie? czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek jeść kolację we francuskiej restauracji, chociaż zapach muli w białym winie przyprawia Cię o mdłości a sama myśl o ślimakach ugina Ci nogi? czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek spędzić kilka dni pod namiotem kiedy tak naprawdę wolałabyś swoje łóżko i łazienkę a najbardziej to weekend w spa!?





któż z nas nie zakochał się kiedyś tak niemożliwie, że nagle wariował, robił rzeczy, które normalnie nie były jego codziennością, o których by nawet nie pomyślał!? 
ja na ten przykład milion razy. i okazało się, że muzyka disco i funk to jest totalne szaleństwo, że jazz to przecież moje drugie ja, że poezja śpiewana, teatr i romantyczne spacery po nocnym mieście to coś najpiękniejszego w życiu, odkryłam, że fascynuje mnie kodeks bushido, że biedermeier i rosenthal to jest klasa i dowiedziałam się jak bardzo pasjonuje mnie nauka francuskiego, hiszpańskiego, angielskiego... mogłabym tak wymieniać bez końca. długo zajęło mi otrząśnięcie się z tego zakochańczego amoku i dojście do siebie, takiej jaką jestem naprawdę. dopiero niedawno, po iluś tam związkach, iluś tam fascynacjach.... także poślubiony trafił już na w miarę ukształtowany grunt.

a propos poślubionego. ryby łowi. tak bardzo, od małego, z wypadami na cały dzień albo weekend. świat mi zupełnie obcy. tak jak jemu obca jest moja fascynacja designem dziecięcym. ja kocham fotografię, on filmy z połowów na półwyspie Kola. On lubi moje zdjęcia, ja czasem słucham jego muzyki. Ja uwielbiam gotować, on uwielbia to jeść. Nasze światy w dużej mierze się przenikają. Ale te ryby... Długo nie mogłam sobie z tym poradzić. Z wielu powodów. W momencie kryzysu przyszło postanowienie - zrozumieć jego świat. Małymi kroczkami, podchodząc coraz bliżej, nie oczekując, że on teraz będzie ze mną oglądał blogi o modzie i designie, badając jak daleko przesunie granice swojej "intymności" zaglądałam mu do tego świata. Wpuścił mnie. Zrozumiałam, że kiedy po raz czwarty w tym tygodniu znów wyciąga pudełko z muchami (to to, na co łowi) to potrzebuje tych swoich pięciu minut, że jest zmęczony, ma dość, potrzebuje restartu. I owszem, sprawdziłam co się dzieje kiedy na te ryby wtedy jedzie a kiedy nie jedzie - bez kija nie podchodź. 

Kupił mi wodery (totalnie aseksualne, dramatyczne, gumowe spodnie po cycki do łażenia w wodzie). Sprawa nabiera rozpędu. Wędkę wzięłam do ręki póki co tylko kilka razy. Zawsze byłam łasa na adrenalinę. Wędkarstwo, które uprawia jest bardzo specyficzne - to taki high level. Ma haczyki bez zadziorów, nie robi rybom krzywdy, zawsze wypuszcza z powrotem. Ja mogę robić zdjęcia. Wszyscy są szczęśliwi. Wpuścił mnie i jest szczęśliwy. Ja też. I pierwszy raz nie udaję, że mnie coś kręci. Much robić nie będę (tak, sam siada z takim małym imadełkiem i dłubie imitacje tego dziadostwa co nad wodą lata używając dwustu nici, koralików, piór z bażanta i tym podobnych), nie zawsze też z nim jadę. Ale wiem, że mogę. 

Morał z tego taki, że warto jest poznać fascynacje swojej drugiej połowy. I warto nie udawać, że nas to interesuje. Warto jest poznać aby zrozumieć!

P.S. jeszcze na tym blogu tylu słów chyba nie było. A jeszcze zdjęcia!!! Na bogato!
























2 komentarze:

  1. Dawno się tak nie uśmiałam, a już tym bardziej czytając o spodniach do łowienia ryb. Dzięki !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale kiedy one naprawdę są przekoszmarne! może powinnam stworzyć własną linię? ;)

      Usuń