krótka historia o...

    Ani ze mnie żadna miss ani z niego adonis nie jest. Ale tak się czasem zdarza, że ludzie na siebie popatrzą i już, wszystko jest wiadomo.


Po pierwsze - nie zamydlaj mi tu oczu pięknym wnętrzem.

    Jak wspomniałam, nie reprezentuję grupy kobiet z nogami do szyi. Ani tych z odpowiednich rozmiarów miseczką. Ani także tych z piękną cerą, jędrną pupą i wydatnymi ustami. Oczy mam za to nie najgorsze. I ładnie się uśmiecham.
    Ale gdybym była niestety paskudką, to mój ślubny nie zwróciłby na mnie uwagi. Prawda jest brutalna!
A tej gadaniny o tym, że "liczy się tylko wnętrze" to już słuchać nie mogę. No chyba, że tym wszystkim ludziom chodzi o wnętrze portfela. To już inna sprawa.
    Jeśli kobieta nie ma jakiegokolwiek, najmniejszego waloru estetycznego marne szanse na to, że przypadkowy gość się do niej odezwie. Takie czasy. Co innego, jeśli na ten przykład na weselu posadzili jedno takie koło drugiego i nie mają większego wyboru, muszą rozmawiać, to się okazać może, że taka nieszczególnie urodziwa jest fantastyczną i ciepłą osobą. Ale bez pierwszego kroku nie da rady.

    Ja uśmiechałam się szeroko zza baru i kłapałam dziobem bez opamiętania, więc gorszej mojej części nie było widać a i miałam szansę zaprezentować się od strony intelektualnej. Co z tego, że większość mężczyzn była pijana. Musiałam mieć to coś. Gdzieś wyczytałam, że jak facet umawia się z Tobą na herbatę a nie na wino to coś z tego będzie. Mój jak wytrzeźwiał nadal chciał ze mną rozmawiać. I to w dziennym świetle!!!

Po drugie - toksyczna bzdura.

   Oglądając ostatnio z mężem pewien muzyczny show w publicznej telewizji, trafiliśmy na jakże bogate uzasadnienie wyboru piosenki przez pewną uznaną polską wokalistkę. Mianowicie rzecz dotyczyła piosenki o miłości, ale nie o byle jakiej, tylko o toksycznej miłości. Przecież KAŻDY taką przeżył - mówiła Edyta G.
   Otóż nie, moja droga. Nie każdy. Jeżeli czujesz, że coś nie jest dla Ciebie, że robi się niefajnie to zmiataj. Nie oszukuj siebie i partnera, nie udawaj męczennicy a ty z niego nie rób tyrana. Albo na odwrót - nie dręcz chłopa permanentnym PMS'em, a ty drogi kolego nie bądź ofiarą. Miałam w życiu kilka związków - ale żeby zaraz toksyczne? Że nam nie wyszło. No nie wyszło i Panu Bogu dzięki. Że było trudno - nikt nie obiecywał, że trudno nie będzie. Ale żeby zaraz toksycznie? A co ja się z Czarnobylem związałam?
   Jak jest nie tak, to trzeba się wymiksować. I ja i mój mąż się wymiksowaliśmy. I trafiliśmy na siebie.

Po trzecie - ślub to poważna sprawa.

   Jeszcze 15 - 20 lat temu szybkie śluby nie były tak jednoznacznie kojarzone jak dzisiaj. Po trzech miesiącach panieńsko - kawalerskiej sielanki padł mój miły na kolana przede mną z pytaniem, po którym większość kobiet płacze, część się śmieje, są i takie co uciekają. Datę ustaliliśmy za kolejne trzy miesiące. I jak przyszło do rozwożenia zaproszeń po rodzinie, na dzień dobry spotykałam się z dyskretnym wzrokiem, kierowanym prosto na brzuch. Bo dzisiaj to wiadomo czemu młodzi tak szybko się żenią.
    Otóż chyba należę do propagatorów przedwojennego stylu życia - kocham, to na co czekać.
Mnóstwo znajomych mówi - kochasz, to po co Ci papier?
Ale ja to nie dla papieru zrobiłam. Ja wierzę, że kiedy przed Bogiem - mocą sprawczą ziemskich cudów - przysięgam to nie ma, że za miesiąc mi się odwidzi, to nie ma, że ja po roku uznam, że bez sensu, że chyba wolę Zdziśka z pod dwunastki, albo tego instruktora z siłowni, albo gościa z nocnej zmiany pobliskiego monopolowego.
    Ja wierzę w "co Bóg złączył". I nikt mi kitu nie wciśnie, że żyjąc bez przysięgi  też jest odpowiedzialność w związku. Może i jest, ale na Boga, nie tak duża - oczywiście jeśli wierzysz w to co robisz i mówisz na ołtarzu! No to inni krzykną, że przecież tyle rozwodów. I co, że rozwodów - podejście do małżeństwa jest indywidualną sprawą. To jak z poczęciem dziecka - musisz wiedzieć co robisz!!! Ktoś nie wiedział co ma w tym małżeństwie robić to się rozwiódł. Ot co.
    Po ślubie walka dopiero się zaczyna. Trzeba się kłócić, trzeba się nie zgadzać, ale kiedy wieczór przychodzi, kiedy głowę do poduszki kładziesz, zawsze miej zgodę w sercu. Małżeństwo to jest przepiękna sztuka!
    Nie możesz zabrać zabawek i na inny plac zabaw iść. Musisz przegadać, musisz ustąpić, trwać uparcie przy swoim, znaleźć kompromis. Małżeństwo to nieustanna sztuka wyborów, dobrych wyborów. To nieustanny flirt, to czułość i zaangażowanie. To chwila dla siebie. Ślub to fundament, na którym wszystko inne będzie postawione. Jeśli wierzysz w Boga, to wiesz, że On się będzie wami opiekował. Przed Nim przysięgasz, że nie opuścisz aż do śmierci, że w zdrowiu i w chorobie, w miłości i wierności i On ci w tym pomoże.

    Ciągle się poznajemy. Dwa lata to nic naprzeciw całego życia. Nieustannie się zaskakujemy, odkrywamy w sobie nowe rzeczy, obserwujemy zmiany, które na szczęście idą w tym samym kierunku, choć każde z nas przeżywa to w inny sposób. Ślub po pół roku związku to rzeczywiście szybko - ale po co czekać, jeśli wiesz, że masz przy sobie kogoś kto cię akceptuje, kogo wkurzają twoje durne przyzwyczajenia, kto kocha cię z rozmazanym tuszem i poczochranymi włosami, kogoś kto wie, że nie znosisz parówek więc na śniadanie przyniesie ci świeże croissanty i pozwoli przerobić swoje mieszkanie tak, żebyś czuła się jak w domu!?

P.S. Kocham Cię, P.




4 komentarze:

  1. Piękna jest Miłość, właśnie ta przez wielkie "M"! Wszystkiego dobrego dla Was, Kochani!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Izu! I nawzajem :) przez największe "M" na świecie!

      Usuń
  2. Gdyby małżeństwo było drogą do szczęścia to połowa z nich nie kończyłaby się rozwodem ;) Mimo to ja mam zamiar spróbować bo jak widać warto :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo warto! I nie myśl o tym jak o próbie! Pomyśl, że po prostu zmienia się życie i już tak na zawsze! ;)

      Pozdrawiam!

      Usuń